sobota, 30 marca 2013

Alleluja


Święto koloru

Przed świętami zrobię sobie prezent i pomarzę o słonecznej Italii, do czego skłania mnie kolorowa i pełna przepychu kolekcjaDolce&Gabbana (obecną pogodę w Polsce wolę przemilczeć tym razem, bo to nie jest jednak blog meteorologiczny).
Wiem, że kolekcja już jakiś czas funkcjonuje w naszej modowej świadomości (faktycznie była prezentowana jesienią zeszłego roku), ale ja ciągle nie mogę się na nią napatrzeć!
Duet Dolce&Gabbana od jakiegoś czasu zaskakuje mnie swoimi projektami, które nie są już tak przepełnione seksem i zmysłowością,
ale nadal bardzo kobiece, za to z przymrużeniem oka. W takim ubraniu (i butach) każda kobieta mogłaby się poczuć jak w bajce.
Kolory, bogate zdobienia i ornamenty, przepiękne printy, a przy tym świetnie skrojone sukienki, podkreślające atuty sylwetki.
Ta kolekcja to mieszanka wybuchowa, widać tu inspiracje religią, stylem retro, carskim przepychem, Sycylią, folkiem, latami 50. i włoską "dolce vita"
A buty... Stopy oplecione są kwiatami i barwnym patchworkiem, jakby miały bujać
w obłokach, zamiast stąpać mocno po ziemi (jedynie solidne koturny wskazują, że jednak fruwać w tych butach się nie da).














Po kolorowym lecie, przyjdzie czas na jesień i zimę.
Okazuje się, że projektanci nie spuszczają z tonu, a nawet poszli kolejny krok dalej. Następna kolekcja (na jesień/zimę 2013/2014) jest jeszcze bardziej oblana złotem, obszyta koronkami
i pełna przepychu, choć już wydaje się być bardziej monochromatyczna (występują nawet zgrzebne tweedowe szarości, choć nawet one w wykonaniu tych projektantów nie są skromne). Wg mnie to wszystkim Bizancjum! Na wybiegu same królewny! Noo, może buty tym razem skromniejsze, bo pewnie szkoda byłoby takich kwiatowych koturnów na słotę.









Cała kolekcja do podziwiania tutaj



czwartek, 28 marca 2013

Piekielne obcasy, czyli stopy na piedestale

kurtka - SH, spodnie - ZARA, rękawiczki - SOLAR, buty - NURSACE



















To chyba odpowiedni czas, aby zaprezentować botki na najwyższym obcasie, jakie posiadam w swojej kolekcji. Oto botki na wysokości:)
Śniegu i lodu już nie ma (przynajmniej niewiele), więc ryzyko lądowania na własnym zadku zostało zminimalizowane, jednocześnie jest na tyle zimno, że botki są doskonałym rozwiązaniem. A więc z przyjemnością się przechadzam!
Bardzo lubię obcasy, ale staram się być na tyle rozważna(!), aby nie kolekcjonować butów, w których ze względu na wysokość obcasów nie da się chodzić. Te jednak - mimo, że najpierw mnie niemal przeraziły - są całkiem wygodne (oczywiście 
w kategorii: HIGH HEELS!) i świetnie trzymają stopy. Poza tym słuszna platforma 
z przodu pozwala unosić się kilka centymetrów nad ziemią, nawet jak codzienność przytłacza.
A więc codzienność odkładam i ubieram buty najwyższe, w niecodziennym dla mnie, słodkim kolorze. MIODOWE. Dotąd unikałam butów w kolorze pochodnej brązu, ale ten odcień.... Zdecydowany, organiczny, sam miód:) Delikatna, miękka skóra potwierdza jakość unoszenia się ponad codziennością. Przy każdym kroku małe frędzle przy zapięciu dodają pewności, w którym kierunku podążać.
Idziemy ku wiośnie i mam nadzieję, że niedługo faktycznie będzie cieplej.
W końcu buty pochodzą z kolekcji tureckiej marki Nursace, gdzie klimat jest dużo łagodniejszy.





poniedziałek, 25 marca 2013

Powrót do przeszłości

















 
Z myślą o minionych latach i ludziach, którzy byli blisko mnie w tamtym czasie, odkurzyłam zdjęcie z grudnia 2005 r., które było zrobione specjalnie na użytek programu do pewnej sztuki teatralnej.
Na zdjęciu oczywiście moje stopy, moje buty i nasze polskie zamarznięte kałuże. Muszę się przyznać, że w tamtym czasie były to moje ulubione buciki. Oczywiście skórzane, w kolorze chłodnej, nasyconej czerwieni, na wygodnym koturnie. Moja kolekcja nie była wtedy tak rozbudowana, ale modele, które kupowałam, wybierałam 
z dużą starannością. Chociaż w sklepach mniej było (przynajmniej w Polsce) butów kolorowych, zwariowanych, różnorodnych, to jednak przy odrobinie cierpliwości 
i determinacji można było znaleźć coś satysfakcjonującego.
Po kilku latach wybór jest nieporównywalnie większy, ale te czerwone buciki ciągle robią wrażenie.



niedziela, 24 marca 2013

Słoneczna, mroźna niedziela

















Jako, że wiosna w pełni (!), nie mogłam się już doczekać, aby włożyć wiosenne botki,
co też dzisiaj uczyniłam.  Słońce oślepiało swoim blaskiem, bo o ogrzewaniu chyba nie można było mówić:)
Cały czas mroźne temperatury powstrzymują nie tylko od wiosennych ubrań 
i gadżetów, ale w ogóle od wychodzenia z domu. Ale cóż... niedzielny spacer zobowiązuje, hihi. Więc z przyjemnością wskoczyłam w boho-botki, które absolutnie rozbawiły mnie swoim zadziornym fasonem.
Frędzle - na zdjęciach katalogowych ZARY - pieczołowicie ułożone jak włosy modelki do sesji zdjęciowej, realnie są nastroszone na wszystkie strony, jak niesforna czupryna nastolatka. Zmieniają swoją pozycję przy każdym ruchu i zdają się żyć własnym życiem. 
Chyba nie można powiedzieć, że to standardowe buty z frędzlami.  Oprócz tej zadziorności urzekł mnie również nieokreślony kolor butów - ni to brązowy, ni to oliwkowy - który można świetnie podbić bardziej nasyconymi barwami.
Hiszpańskie botki na iście polską wiosnę (swoją drogą ciekawe, czy to wybryk natury, czy co roku pod koniec marca będą mrozy). Dały radę nawet kilka kroków w śniegu zrobić (na szczęście miasto nie jest zasypane, tylko "zamrożone").
Muszę przyznać, że zeszłoroczna kolekcja ZARY jest całkiem miła dla oka, a obuwie tej marki przyjemne dla stóp.


































  






A oto botki z "frędzlową" fryzurą wystylizowaną "na damę" z katalogu firmy:




wtorek, 19 marca 2013

Niedojrzała do kaloszy

Kap, kap, kap - słyszę ciągle. Mokro i zimno, nieprzyjemnie - czy wiosnę przyjedzie nam witać w kaloszach ubranych na ciepłe skarpety? Jeśli tak, to ja się wypisuję, 
bo takich butów nie posiadam w swej kolekcji. Zabawne właściwie - mam tyle butów, a zwykłych gumowców (jak to się kiedyś mówiło) odkąd skończyłam 10 lat i wyrosłam z moich niebieskich gumiaków - NIE:) Szerokim łukiem omijałam te buty, nawet jak stały się bardzo modne. Nie przemawiały do mnie kalosze na tzw. "salonach", wyglądały śmiesznie i nie na miejscu. Owszem, połączone ze zwiewną sukienką wyglądały całkiem fajnie, ale tylko na mokrej łące albo na festiwalu plenerowym.
Widziałam kilka ładnych par, dość eleganckich, ale tylko na nogach innych.

Zastanawiałam się nad zakupem hunterów, ale nawet one mnie nie przekonują - przynajmniej w tej ofercie, która była dostępna na aukcjach internetowych, gdzie zdarza mi się kupować buty. 
Jednak muszę przyznać, że HUNTER to najatrakcyjniejsze tego typu obuwie.
W sieci - owszem, jest kilka fajnych modeli, ale za jaką cenę? Zobaczcie sami: http://www.hunter-boot.com/women

A poniżej kilka najciekawszych dla mnie par:) 



















A tu kalosze (zdjęcie sprzed kilku lat) dochrapały się miejsca na "salonach" 
i wyglądają naprawdę śmiesznie:




















Tam, gdzie ich miejsce - wyglądają naturalnie i bezpretensjonalnie:



niedziela, 17 marca 2013

Wyjątkowo zimny marzec

Liczyłam na ciepłą wiosnę - długoterminowa prognoza pogody zmroziła mnie jednak swoją wróżbą zerowych i ujemnych temperatur do końca miesiąca. 
Wyjątkowo zimny marzec...
W każdym  razie nie zamierzam wracać do moich typowo zimowych butów 
(choć jeszcze ich nie schowałam - na wypadek gdyby miał nas śnieg zasypać).  
Żeby nie było nudno, wskoczyłam w inne botki - też TOPSHOP, ze starszej kolekcji.
Buty przypominają mi dawne buty ortopedyczne albo robotnicze, wydają się być równie zgrzebne i poważne, ale właśnie dzięki temu jest w nich coś przewrotnego. Buciki są z miękkiej i całkiem wygodnej skórki, mają koturn i niemal męskie wiązanie.
Są proste, a jednak zwracają uwagę - przetestowane!




wtorek, 12 marca 2013

Do wiosny...

Dość mam już tej zimy... Kilka dni temu przyszła nadzieja na wcześniejszą wiosnę,
ale ostatnie dwa dni postanowiły zadrwić z przygotowanych wcześniej wiosennych butów.  Ale i tak już w nich chodzę!
Nie są to w końcu sandałki, tylko poważne botki!
Podziwiam mieszkanki Nowego Jorku i Londynu, które nawet przy opadach śniegu
(no, niewielkich, ale zawsze to śnieg!) chodzą z gołymi nogami albo w sandałkach (przy czym w górnych częściach ciała są opatulone w czapy, futra, wielkie płaszcze, długie szale i rękawiczki).

Ale wracając do mojego obucia - to tylko botki, żadne tam ekstrawagancje.
Z jesiennej kolekcji TOPSHOP, jedne z niewielu, które mogę nazwać i bardzo ładnymi, i bardzo wygodnymi.
Ładny kształt, srebrne ćwieki układające się w ozdobny wzór, stabilny obcas - to wszystko sprawiło, że najczęściej przed wyjściem wybór pada na tą parę. Noszę do nich na co dzień wielką szarą torbę -  wygodną i pakowną -
mieszczą się w niej niewielkie planowane i nie planowane zakupy:)






















Uważam, że TOPSHOP ma wiele ciekawych modeli w tym stylu, które chętnie przygarnęłabym do swojej kolekcji, ale niestety jedyny sklep tej firmy mieści się w Warszawie, gdzie zwykle mi nie po drodze, poza tym przypuszczam, że i tam wiele modeli jest niedostępnych... A więc możemy je wspólnie pooglądać...




poniedziałek, 4 marca 2013

Zapach skóry

Nie jestem eko.
Nienawidzę sztuczydeł, imitacji, takich "prawie jak".
Prawie jak nic.
Nic nie zastąpi miękkiej, jedwabistej, delikatnej albo mięsistej skóry.  
Nowe skórzane buty wyciągnięte z pudełka roztaczają 
niesamowity zapach skóry, organiczny i autentyczny.
Nowe buty zawsze są witane w "stadzie" z czułością:)

Skóra ekologiczna nie jest dla mnie, choć muszę przyznać,
że syntetyczne materiały są coraz lepsze.  Jedynymi moimi butami, które
do złudzenia przypominały mi skórzane, były sandałki Stelli McCartney. 
Delikatne i oryginalne, w dodatku miały kolor idealny dla osób o tak jasnej skórze, jak moja. Nude.
Buty były piękne, a jednak się ich pozbyłam, choć nie ze względu na rodzaj materiału. Rozmiar u Stelli okazał się większy od typowego rozmiaru 37.
Poza tym brakowało im tego specyficznego zapachu nowych skórzanych butów...


niedziela, 3 marca 2013

MOJA kolekcja












Stopy noszą całe moje ciało, muszę więc być dla nich dobra:)
Powinny mieć to, co najlepsze, dlatego ciągle szukam butów idealnych.
Ale nie, nie, niee - tu nie o wygodę jedynie chodzi.
Tak naprawdę to kolejne usprawiedliwienie dla tego, czemu nie mogę się oprzeć. 



 
BUTY.
Mało oryginalne? Która baba nie lubi butów (no, są wyjątki, ale większość...).
No, tak, ale u mnie rozmiar tej babskiej słabości rozciągnięty jest do maksimum.
Wierzę, że garderoba też się rozciągnie:) Naiwna!
Dla własnej przyjemności opowiem Wam o tej kolekcji. Po raz kolejny bezkarnie będę mogła ją przekładać, układać, zakładać, zdejmować i głaskać.

Tu nie będzie najnowszych kolekcji. Tu będzie MOJA kolekcja.