poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Moja Ameryka


















Ostatnio cały czas się spieszę i właściwie najlepiej gdybym była w kilku miejscach na raz, co oczywiście jest niemożliwe, nawet w super butach.
Nie ukrywam, że nie lubię butów sportowych, ponieważ poza wygodą niewiele mają mi do zaoferowania. Nawet kroki w takich butach są jakby mniej eleganckie:)
Za to od dłuższego czasu zastanawiałam się nad butami niby-sportowymi, czyli sneakersami na ukrytych koturnach. Wreszcie pojawiły się takie w mojej kolekcji
i czuję się, jakbym odkryła Amerykę. Muszę przyznać, że gdy teraz gdzieś się spieszę, a okazja nie  jest oficjalna, często wybieram właśnie ten mój nabytek.
Świetnie trzymają się stopy, koturn, choć niewielki, daje poczucie, że to nie są zwykłe adidasy i koryguje świetnie całą sylwetkę podczas chodzenia.
Lubię również ich kolor, połączenie chłodnego beżu ze smolistą czernią. Są wykonane z miękkiego zamszu, bez prawa obtarcia stopy:) 

A więc można biegać, spieszyć się i uciekać przed czasem.


niedziela, 21 kwietnia 2013

Odkrycie: MOJITO SHOES















Dzisiaj będzie o butach, których nie mam.
To buty Julian'a Hakes'a. Odkryłam je niedawno w necie. Na początku miałam do nich mieszane uczucia, ale teraz im dłużej na nie patrzę, tym bardziej chciałabym je mieć w swojej kolekcji.  Są absolutnie awangardowe, ale niesamowicie piękne i proste 
w swojej linii. Jak architektura, jak rzeźba, jak sztuka. Jestem zafascynowana ich niecodziennym krojem, kształtem wymyślnym, a tak prostym w rezultacie.  Wystarczy połączyć je z czymś zupełnie klasycznym, nie dodawać zbyt wielu elementów, aby były na pierwszym planie, na co na pewno zasługują.
O dziwo, wydaje mi się, że są wygodne! Na pewno świetne na upały...























Warto zajrzeć jeszcze tutaj

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Dziwna historia balerinek


















Myślę, że osoby obserwujące moje wpisy widzą, że preferuję buty na obcasach 
i koturnach. Niewiele mam płaskich butów, jakieś sportowe do ćwiczeń, jakieś zimowe, havaianasy... i to chyba wszystko... No, tak - są jeszcze balerinki. Buty, które w mojej garderobie znalazły się w tajemniczy sposób.
Pewnego dnia sąsiad przyniósł mi paczkę i powiedział, że odebrał ją w moim imieniu. Rzeczywiście - była do mnie zaadresowana.
Otworzyłam pudełko i... znalazłam w środku balerinki. Mój rozmiar! Nadawcy nie znam... Jak to? Niespodzianka! Nie wiadomo skąd i dlaczego.
Balerinki. Dlaczego balerinki? Nigdy nie kusiło mnie, aby sobie kupić tego rodzaju buty.
Ale te są całkiem ładne. Ciemnogranatowe, z miękkiej skóry naturalnej, 
z przodu mają fikuśne frędzle, z tyłu - wstawkę w zwierzęcy wzór. Niebanalne,
a jednocześnie skromne.  Marka - VINCE CAMUTO, w Polsce mało znana, a szkoda, bo można znaleźć w kolekcjach tej firmy niejeden ciekawy model.
Jak na razie w moich jedynych balerinkach chodziłam jedynie po domu i szczerze mówiąc nie wiem, czy przekonam się, aby wyjść w nich na ulicę. Stopy przyzwyczajone do obcasów jakoś nie trzymają się płytkich balerinek, choćby nie wiem, jak ładne były. A może jednak...?






czwartek, 11 kwietnia 2013

Zaraz wychodzę!


















To niewiarygodne, jak niewiele nam czasem potrzeba. Po wielu dniach przytłaczającej szarości, stało się jakby cieplej, jakby jaśniej.
Wystarczy tylko iść, krok po kroku, szybko albo powoli - i cieszyć się tym TU 
i TERAZ. Można rozkoszować się wiosną, można rozkoszować się lżejszym obuwiem.
Byleby nie wdepnąć w psią kupę, które teraz w pełnej okazałości można podziwiać wśród kałuż. O! Kupa - witaj wiosno!
A więc wystarczy iść, ale jednak z uwagą, bo szkoda takich butów na miny pozostawione przez zwierzaki.  Zamszowe buty  nie byłyby łatwe do czyszczenia, intensywny kolor fioletu (jeden z moich ulubionych) pewnie nie byłby do uratowania. Bardzo lubię szczegóły tych butów, sprzączki, ozdobę w postaci punkowej główki
z boku. Są stylizowane na sportowe, ale pozory mylą, bo szpileczka jednak ustawia je na półce pt. "kobietka". 




buty - DIESEL, spodnie - CHEAP MONDAY,  biżuteria - W. KRUK, GLITTER, PARFOIS

niedziela, 7 kwietnia 2013

Patchwork

kozaki - QUAZI, płaszcz - VERO MODA, rękawiczki - SOLAR, torebka - RESERVED


























Noo, oczywiście, że to nie są buty do chodzenia po błocie pośniegowym, nie zamierzam więc w nich brodzić po kałużach, ale znów przytaczając prognozę pogody - już przecież ma być pięknie! Już za chwileczkę, już za momencik:)
Na razie na ulicach patchwork śniegu, błota i kałuż - wcale nie malowniczy. Za to buty - owszem! Świetne, nieregularne skrawki różnobarwnego zamszu
połączone w jedną całość świetnie służą moim nogom. Zawsze podobał mi się patchwork i wzorki, więc tych butów nie mogłam zostawić bezpańskich.
Może kolorystyka jest bardziej jesienna niż wiosenna, ale jakoś nie przywiązuję do tego uwagi. Zwykle wiosenne kolekcje w sklepach pozostawiają mój portfel 
w spokoju, co mnie bardzo cieszy (oczywiście mówię tu o ubraniach, bo z butami to jest zupełnie inna historia...). Omijam pastelowe kolory, a jeśli nawet taki wybiorę, muszę doprawić go czymś mocniejszym. Te kozaki  z delikatnego zamszu - jak dla mnie nadają się zarówno na jesień jak i wiosnę, byleby ulice były suche. 


























sobota, 6 kwietnia 2013

Rodzinna tradycja

Męczyłam ostatnio mamę, aż wyznała mi całą prawdę o swoich butach ślubnych.
Kwiecień 1964, głęboka komuna, towaru na lekarstwo, ale oczywiście panna młoda musi stąpać w nie byle czym, przynajmniej w mojej rodzinie.
A więc przede wszystkim WŁOSKIE BUTY. Nie do kupienia wtedy, DO UPOLOWANIA.  Piękne, z mięciutkiej skórki, z zabawnymi kokardkami z przodu. Na niewielkim obcasie.
Służyły przez całe wesele bez szwanku.
Chodziła w nich potem do zdarcia, szykownie i modnie, z nutką nonszalancji - białe buty, ciemny strój, białe buty, jasny strój. Jakkolwiek. BYLE TE BUTY.
Buty nadawały charakter całości. Kropka nad (albo raczej pod) "i".
... Skończyły marnie - mama je spaliła, gdy stwierdziła, że jej stopy już się do nich nie nadają.
Cóż, wygląda na to, że historia miłości do butów w mojej rodzinie ma swoje tradycje
i jeszcze niejedną historię mam w zanadrzu.


Udało mi się znaleźć jedyne zdjęcie butów ślubnych mojej mamy. 
Żałuję, że nie mogłam sama zrobić im zdjęć po latach...

środa, 3 kwietnia 2013

Na ostrzu...buta




















Ciiiiiiiii.... nie będę pisać o pogodzie, nie będę! Mimo, że jest gwiazdą na ustach wszystkich, mimo, że wymusza na nas, co wkładamy na nogi.  Na szczęście (albo nieszczęście?) ostatnie dni spędziliśmy głównie przy stole i nikt ode mnie nie wymagał brodzenia po śniegu po pachy. W związku z tym mogłam wybrać delikatne buciki, które pozwoliły mi szybko przeskoczyć z/do samochodu i dojechać do zastawionego smakołykami celu. Na przekór zaspom wybrałam jeden z moich ulubionych fasonów - trójkolorowe botki z ZARY. Mam je od co najmniej roku i czuję, że nieprędko mi się znudzą.  Połączenie trzech kolorów i trzech różnych faktur sprawia, że buty są niebanalne, a tak naprawdę pasują niemal do wszystkiego. Bardzo lubię też głębokie wycięcie skóry z przodu, bo wysmukla nogi i buty wyglądają lekko.  O czubkach ze skórki stylizowanej na wężową też muszę wspomnieć, ponieważ mam do takiego rodzaju skóry słabość, o której pewnie jeszcze nie raz wspomnę. 
























płaszcz  - VERO MODA, rękawiczki - MONNARI, buty - ZARA




























Ciągle trwa moda na kolorowe/metalowe/inne od reszty buta czubki. Jest w czym wybierać, od botków po delikatne szpileczki. Niektóre fasony i połączenia są naprawdę tak genialne, że nie pogardziłabym nimi w mojej garderobie.