sobota, 6 kwietnia 2013

Rodzinna tradycja

Męczyłam ostatnio mamę, aż wyznała mi całą prawdę o swoich butach ślubnych.
Kwiecień 1964, głęboka komuna, towaru na lekarstwo, ale oczywiście panna młoda musi stąpać w nie byle czym, przynajmniej w mojej rodzinie.
A więc przede wszystkim WŁOSKIE BUTY. Nie do kupienia wtedy, DO UPOLOWANIA.  Piękne, z mięciutkiej skórki, z zabawnymi kokardkami z przodu. Na niewielkim obcasie.
Służyły przez całe wesele bez szwanku.
Chodziła w nich potem do zdarcia, szykownie i modnie, z nutką nonszalancji - białe buty, ciemny strój, białe buty, jasny strój. Jakkolwiek. BYLE TE BUTY.
Buty nadawały charakter całości. Kropka nad (albo raczej pod) "i".
... Skończyły marnie - mama je spaliła, gdy stwierdziła, że jej stopy już się do nich nie nadają.
Cóż, wygląda na to, że historia miłości do butów w mojej rodzinie ma swoje tradycje
i jeszcze niejedną historię mam w zanadrzu.


Udało mi się znaleźć jedyne zdjęcie butów ślubnych mojej mamy. 
Żałuję, że nie mogłam sama zrobić im zdjęć po latach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz